fotografowie w wykresach, czyli co trapi fotografów

Fotografowie w wykresach, czyli zrozumieć fotografa

Przypomniało mi się, że jeszcze jakiś czas temu postanowiłam wpisać fotografów w wykres. Ot, bo czemu nie. Więc dla kilku zagadnień (dość dobrze fotografom znanych, jak miemam) stworzyłam pojedyncze diagramy, które miałyby ułatwić reszcie świata zrozumienie, jak to z tymi fotografami właściwie jest. Swego czasu wrzucałam je na nasz sztukoretuszowy fanpage, ale było to tak dawno, że postanowiłam wrzucić je tu zbiorczo – dla tych, którzy wcześniej nie mieli okazji się z nimi zapoznać, a chcieliby się trochę pośmiać i zobaczyć, że „nie tylko oni tak mają” 😉 

1. Statyw – historia prawdziwa

jak to jest z tymi statywami w fotografii - historia prawdziwa

Klasyka gatunku. Każdy plener wygląda tak samo. Za każdym razem wmawiam sobie, że oto nastał ten dzień, gdy statyw mi się przyda! Właśnie dziś go użyję! 
I co? 
I nic. Targam go za sobą przez pół miasta, ciąży mi to diabelstwo, ale nie, tym razem się przyda, ja to wiem! Żeby udowodnić swoją tezę, rozkładam statyw, podczas gdy Florentyna wprowadza ostatnie poprawki w makijażu. 
Podpinam aparat do statywu i… nawet robię dwa zdjęcia, żeby nie było, przecież tak łatwo się nie poddam… a potem odpinam body od statywu i resztę sesji w całości „robię z ręki”. 
Ekhem. I tyle by było ze statywu w plenerze. 

 

2. Oszczędności normalnego człowieka vs oszczędności fotografa

na co oszczędności wydają normalni ludzie vs na co oszczędności wydaje fotograf

Jeśli mieliście kiedyś wątpliwości, skąd wzięło się hasło: „Zaraź swoje dziecko pasją do fotografii, a nie będzie miało pieniędzy na narkotyki”, to może powyższy diagram Wam to trochę rozjaśni. 
Ekhem. Także tego… 

 

3. Jak to jest z tą pogodą… 

pogoda w fotografii - historia prawdziwa

To pewnie też znacie, c’nie? 

 

4. Najbardziej znienawidzone pytania – historia prawdziwa

najbardziej znienawidzone pytania jakie słyszy fotograf

 

Zaraz znajdzie się ktoś oburzony, kto zakrzyknie: „Ale o co Ci chodzi, toż to normalne pytania!” 
A ja, ilekroć je słyszę – i to nie daj kierowane ku mnie! – myślę sobie: „matkoboskoczęstochosko”. No bo jak to tak? Co ja mam odpowiedzieć, jak mnie ktoś zapyta: „Co mnie inspiruje?” Prawdę powiedzieć, że nic? Że ze mnie to tak samo wychodzi, że ja takiego wewnętrznego potwora hoduję w sobie od lat i jak się biorę za pracę, to on tak mi puka od środka i mówi: „Halo! Czas na żer”? Co ja, jak ja? Że niby nic mnie nie inspiruje? To ja może lepiej powiem, że inspiruje mnie muzyka, bo muzyka, wiadomo, zawsze dobra, to i za taką odpowiedź nie oberwę widłami w tyłek i tłum wieśniaków nie wywiezie mnie z miasta na kupie gnoju. Ale co jak zapytają jaka muzyka? Hę? I co ja wtedy powiem? Że ścieżka dźwiękowa z „Wiedźmin 3: Dziki Gon”? Toż widły gwarantowane! 
Chociaż ja to się przyznam, że marzę sobie tak skrycie, wewnętrznie, że pewnego dnia wejdę do piekarni i usłyszę, jak starszy pan pyta piekarza o to, co zainspirowało go do upieczenia tego chleba, a ten w odpowiedzi (piekarz, nie chleb!), z entuzjazmem będzie opowiadał historię swojego życia. I wtedy mnie olśni.
A jeszcze bardziej marzę o tym, by ludzie przestali o to pytać.
 
 

5. Zdjęcia świeżo po sesji potrzebują odleżeć… żeby nabrać ostrości! 

jak to jest z tym sprawdzaniem zdjęc po sesji - historia prawdziwa

Pamiętacie ten posesyjny entuzjazm na początku swojej drogi z fotografią, kiedy biegliście do domu co sił w nogach, przeskakując kałuże, kompletnie nie zważając na to, że deszcz i zawierucha i że torba powoli zaczyna wbijać się w ramię, albo w ogóle biegliście ściskając jeszcze w rękach aparat, bo kto by go chował do torby, skoro do domu tylko dwa kilometry w linii prostej? No i wpadaliście do domu i pierwsze, co robiliście, to zgrywaliście zdjęcia z sesji, żeby już, teraz, zaraz, natychmiast dowiedzieć się, co wyszło, a najlepiej od razu usiąść do selekcji i obróbki, bo na co tu czekać, godzina jeszcze młoda, tyle dnia przed nami, jedziemy z tym koksem! Pamiętacie to?
No ja też nie. 
Nie no, dobra, pamiętam, ale to było tak dawno, że równie dobrze można uznać, że wcale się nie wydarzyło. Rozumiecie, takie wspomnienie przez mgłę – niby wiemy, że gdzieś tam jest, ale kto by tam wierzył w prawdziwość tej bajki.
…tyle że teraz wracam po sesji do domu, zrzucam z siebie kilogramy sprzętu i albo opadam bezwładnie na kanapę, albo – jeśli godzina wczesna – idę wstawić wodę na kawę, a dopiero po tym opadam bezwładnie na kanapę.


I tego Wam, na ten nadchodzący długi weekend, dzisiaj życzę. Wygodnej kanapy. 

Jesteśmy też